15 sierpnia 1920 r.

 

O co walczyli?

 

„Pod Warszawą znajduje się centrum nie tylko polskiego rządu burżuazyjnego i kapitalistycznej rzeczpospolitej, ale pod Warszawą znajduje się centrum całego współczesnego systemu międzynarodowego imperializmu. […] Obecny świat imperializmu opiera się na układzie wersalskim. […] Polska jest tak potężnym elementem w systemie wersalskim, że wyrywając ten element, zniszczylibyśmy cały pokój wersalski. Postawiliśmy więc za zadanie zajęcie Warszawy”.  Te słowa wypowiedział Lenin, przywódca bolszewickiej partii i Rosji Sowieckiej, na konferencji swojej partii, podsumowującej 22 września 1920 roku znaczenie wojny stoczonej z Polską. Ta wojna jeszcze wtedy trwała, ale Lenin i jego towarzysze wiedzieli już wówczas, że ich celu – tak jasno wyłożonego w wystąpieniu lidera partii – nie udało się osiągnąć. Polska obroniła w 1920 roku nie tylko swoją, dopiero co odzyskaną niepodległość. Obroniła także system wersalski, czyli ład międzynarodowy, jaki wyłonił się po I Wojnie Światowej. Kruchy – to prawda – ale pozwalający na samodzielny rozwój całej grupie narodów w Europie Środkowo-Wschodniej, które wcześniej, przez wieki, nie miały takiej możliwości: od Finlandii, Estonii, Łotwy i Litwy przynajmniej po Czechosłowację. Nie chodziło jednak tylko o ten  region, ale o całą Europę, a w istocie o cały świat. Zdobywając Warszawę, przebijając się przez Polskę do Berlina, Lenin chciał zniszczyć cały kapitalistyczny system, pokonać to, co nazywamy w XX wieku Zachodem, podporządkować kontynent europejski, a za jego pośrednictwem resztę świata komunistycznej władzy, sowieckiemu modelowi panowania totalitarnego państwa-partii nad człowiekiem.

Sowiecki „eksperyment” na ludziach zaczął się 7 listopada 1917 roku, wraz z dokonanym wtedy przewrotem  politycznym bolszewików w Piotrogrodzie, stolicy ogarniętej wojennym chaosem i wewnętrznym rozkładem Rosji. Równo miesiąc później, 7 grudnia, powołana została do istnienia Wszechrosyjska Komisja Nadzwyczajna do Walki z Kontrrewolucją i Sabotażem, w skrócie CzK (od pierwszych słów: Czerezwyczajnaja Kommisija), narzędzie „czerwonego terroru”.  Tylko w ciągu pierwszych trzech lat swojej działalności, do końca 1920 roku, jak szacuje historyk sowieckiej przemocy państwowej, James Ryan, CzK rozstrzelała około sto tysięcy ludzi, a liczbę wszystkich ofiar działań represyjnych (w tym pierwszych obozów koncentracyjnych ustanowionych na kontynencie europejskim – od 1918 roku – właśnie pod nadzorem CzK) można w tym czasie szacować na ponad milion. To najprostsze odzwierciedlenie działania państwa, które Lenin zorganizował na ruinach Imperium Rosyjskiego. Za polskim poetą, Aleksandrem Watem, który nieco później poznał to działanie na własnej skórze,  można najzwięźlej określić praktyczny cel owego systemu: maksymalna koncentracja maksymalnej władzy na maksymalnie dużym obszarze.

Obszar, jego maksymalizacja pod kontrolą nowego ośrodka ideologii – to już kwestia geopolityki, połączenia geografii z polityką. Z ideologii, marksistowskiej, ogłoszonej już w 1848 roku w Manifeście Komunistycznym, wynikało jasno, że cały świat musi zostać podporządkowany władzy czerwonego sztandaru. Skoro to w Rosji udało się zdobyć pierwszy trwały przyczółek owej władzy, to właśnie z położenia imperium carskiego na mapie świata musiały wyniknąć geopolityczne dyrektywy dalszej ekspansji komunizmu. 

Najważniejszym partnerem (albo rywalem) politycznym na zachodzie były dla Rosji Niemcy. Ziemie polskie mogły tworzyć – zależnie od sytuacji – korytarz, albo ścianę między nimi. Odrodzona jesienią 1918 roku Polska stała się przede wszystkim przegrodą oddzielającą opanowaną przez bolszewików Rosję od ogarniętych fermentem rewolucyjnym Niemiec. Właśnie Niemcy były potencjalnie główną siłą komunistycznej ideologii w Europie, z najliczniejszym i w znacznym odłamie radykalnym ruchem robotniczym na kontynencie, z ogromnym potencjałem przemysłowym, mogącym zapewnić szansę przetrwania obozowi komunistycznej rewolucji w konfrontacji ze zwycięskimi w wojnie światowej mocarstwami Ententy: Wielką Brytanią, Francją, Stanami Zjednoczonymi i Japonią. Czekając na upadek II Rzeszy, z którą bolszewicy podpisali pokój w marcu 1918 roku, Lenin szykował się do nowej fazy walki o rewolucję europejską. Już na przełomie września i października 1918 r. żądał stanowczo: „dziesięciokrotnie zwiększyć zaciąg do wojska. Na wiosnę powinniśmy mieć 3 miliony w armii, by pomóc międzynarodowej rewolucji robotniczej”. W ślad za cofającymi się po kapitulacji na froncie zachodnim wojskami niemieckimi, Armia Czerwona miała zajmować opuszczane przez okupantów ogromne tereny Białorusi, Ukrainy, Litwy, Łotwy, stanowiące dawne dziedzictwo Rzeczpospolitej,  i posuwac się ku ziemiom etnicznie polskim, by przez nie przerzucić „pomost” w stronę zrewolucjonizowanych Niemiec.  Za stronę polityczną przygotowań do pierwszej próby sowietyzacji Europy Wschodniej odpowiadał Ludowy Komisariat do Spraw Narodowości pod kierunkiem Józefa Stalina.  W dziedzinie militarnej przejście od przygotowań do czynu zapowiadało powołanie 15 listopada 1918 roku Armii Zachodniej – „w przewidywaniu poważniejszych wydarzeń na zachodnim froncie”, jak to ujęli sowieccy historycy wojskowości.

 Już 11 listopada Rada Komisarzy Ludowych (czyli sowiecki rząd) wydała dyrektywę rozpoczęcia w ciągu 10 dni ofensywy na Ukrainę. 29 listopada ogłosił swe istnienie „Tymczasowy Robotniczo-Włościański Rząd Ukrainy”, który w imieniu władzy sowieckiej wypowiedział wojnę zwolennikom suwerennej, niezależnej od bolszewików Ukrainy – na czele z Symonem Petlurą. 6 lutego 1919 Armia Czerwona zajęła Kijów, a w kwietniu dotarła do Zbrucza. Ukraina, proklamowana 6 stycznia Socjalistyczną Republiką Sowiecką, okazała się łatwym, zaskakująco nawet łatwym dla samych bolszewików, łupem.

    Polska, widziana w kręgu bolszewickiego kierownictwa wyłącznie w ograniczonej, zawężonej etnograficznie postaci, funkcjonowała w jego planach z jesieni 1918 r. przede wszystkim jako kolejna, niewielka – jak się zdawało – przeszkoda do wzięcia na drodze do zrewolucjonizowanych Niemiec. 17 listopada 1918 roku, na odprawie Armii Czerwonej w Woroneżu, jej zwierzchnik, Lew Trocki, zapowiedział sowietyzację Polski (obok Ukrainy i Finlandii) jako „ogniw łączących Sowiecką Rosję z przyszłymi sowieckimi Niemcami” i pierwszy etap w budowaniu „Związku Proletariackich Republik Europy”. W tym samym dniu rozwinął tę myśl Stalin w artykule pod charakterystycznym tytułem Przepierzenie (w oryg.: Sriedostienije), opublikowanym w piśmie wydawanym przez jego Komisariat ds. Narodowości. Owo „przepierzenie” tworzyły „karłowate narodowe rządy, które wolą losu znalazły się między dwoma olbrzymimi ogniskami rewolucji Wschodu i Zachodu [i] marzą obecnie o zgaszeniu powszechnego pożaru rewolucyjnego w Europie, o zachowaniu swego komicznego istnienia, o zawróceniu wstecz koła historii”. „Kontrrewolucyjne przepierzenie pomiedzy rewolucyjnym Zachodem a socjalistyczną Rosją zostanie zniesione” – stawiał kropkę nad „i” Stalin. „Nie ma wątpliwości, że rewolucja i rządy sowieckie w tych prowincjach są sprawą najbliższej przyszłości”.

Armia Czerwona, wspierana dywersją komunistów zorganizowanych w komisariacie Stalina, zdawała się spełniać błyskawiczne spełnianie jego przepowiedni. Do połowy grudnia 1918 r. istniały już sowieckie rządy nie tylko Ukrainy, ale także Estonii, Łotwy, Litwy i Białorusi.  Polska miała wkrótce do nich dołączyć. Nad sposobami osiągnięcia tego celu obradowali w Moskwie 11-12 listopada 1918 roku na specjalnej konferencji komuniści polscy – z Julianem Marchlewskim na czele. 7 stycznia 1919 „Izwiestija” (organ sowieckiego rządu) pisały w artykule pod znamiennym tytułem Rewolucyjne perspektywy w Polsce, iż „najbliższy okres w Polsce będzie czasem zanikania z błyskawiczną szybkością tkwiącej w szerokich masach chłopów i robotników ideologii państwa narodowego”. Już następnego dnia ogłoszone zostało powołanie Rewolucyjnej Rady Wojennej Polski – czyli zalążka pierwszego sowieckiego rządu Polski.

Armia Czerwona szła na zachód. 5 stycznia 1919 roku zajęła Wilno, wypierając stamtąd oddziały polskiej samoobrony. Idąc dalej w niewypowiedzianej wojnie przeciw Polsce, dopiero w połowie lutego zatrzymana  została przez opór zorganizowanych polskich formacji wojskowych na ziemi białoruskiej, pod Berezą Kartuską. Wojsko Polskie, zaledwie od trzech miesięcy tworzone pod kierunkiem Naczelnego Wodza i zarazem Naczelnika Państwa, Józefa Piłsudskiego, podejmowało rękawicę rzuconą przez „czerwoną” Moskwę.  O co walczyli polscy żołnierze? O utrwalenie odzyskanej po wieku rozbiorów niepodległości i o granice. Ale granice czego? Czy tylko o granice Polski? Czy czegoś więcej w rezultacie? Granice ideologicznej pychy komunizmu?  Granice  wolności mniejszych, położonych między Rosją a Niemcami, narodów? Granice Europy? Jakiej Europy?

Walka miała trwać kolejnych 20 miesięcy. Strategię strony polskiej streszcza się najczęściej w owej wielkiej rozgrywce hasłem federalizmu, dobrze zakotwiczonym już we wcześniejszych koncepcjach Piłsudskiego z lat 1893–1905. Oznaczać miało ono praktycznie chęć oderwania od Rosji ziem zabranych I Rzeczypospolitej i odbudowania – jak to najefektowniej ujął litewski świadek narodzin tych koncepcji, Michał Römer  – Imperium Wschodniego, opartego na fundamentach historycznych Wielkiego Księstwa Litewskiego. Według jednych miało ono przybrać postać ścisłej federacji polsko-litewskiej (czy też litewsko-białoruskiej) i polsko-ukraińskiej, wedle innych, w tym i samego Römera, miały je tworzyć trzy co najmniej, albo i cztery posiadające odrębną państwowość człony: Polska, Ukraina, Litwa, z ewentualnie wyodrębnioną Białorusią. Inni jeszcze badacze podkreślają raczej pragmatyczne nastawienie Piłsudskiego, jego polityczny realizm i dystans wobec wszelkiego rodzaju doktryn politycznych, w tym i federalizmu, reprezentowanego wiernie przez część jego otoczenia (m.in. Leona Wasilewskiego czy Tadeusza Hołówkę). Sam Naczelnik Państwa dał niezwykle dobitne świadectwo swego stanowiska w słynnym liście do Wasilewskiego z 8 kwietnia 1919 r., gdzie pisał m.in.: „Nie chcę być ani imperialistą, ani federalistą, dopóki nie mam możności mówienia w tych sprawach z jaką taką powagą – no i z rewolwerem w kieszeni”. Ów rewolwer w kieszeni, gromadzenie realnej siły we własnej dyspozycji, polityka faktów dokonanych – taka miała być przede wszystkim zasada działania Piłsudskiego, także w jego polityce wschodniej, której celem podstawowym była po prostu niepodległość Polski i jej geopolityczne zabezpieczenie.

Dla rozstrzygnięcia kwestii federalizmu zasadnicze znaczenie praktyczne miała Litwa (łącznie z Białorusią). Dla sprawy zabezpieczenia Polski przed wielkim sąsiadem ze wschodu i możliwości zbudowania nowego, trwałego porządku, nowej równowagi strategicznej na wschodzie Europy kamieniem probierczym pozostawała natomiast Ukraina. Bez Litwy – ze stolicą w Wilnie – nie mogła powstać federacja, nawiązująca do spuścizny I Rzeczypospolitej. Szansa na takie rozwiązanie została pogrzebana z chwilą, kiedy w ciągu 1919 roku zdecydowanie odrzucili je sami Litwini. Przeważyła wśród nich ta orientacja, którą w Polsce reprezentowała linia Romana Dmowskiego: idea budowy własnego państwa narodowego.

Otwarta natomiast pozostawała kwestia Ukrainy. Po klęsce sił „białej” Rosji, ogromna większość terytorium ukraińskiego, z Kijowem, opanowała Armia Czerwona. Piłsudski zdawał sobie sprawę, równie dobrze jak Lenin, że bez stabilnej niepodległości 30-milionowej Ukrainy nie było możliwe trwałe zaryglowanie ekspansjonizmu i Rosji, i bolszewizmu w kierunku zachodnim.

Na początku 1920 roku, kiedy „czerwoni” praktycznie rozstrzygnęli już losy wojny domowej w Rosji na swoją korzyść, kwestia geostrategicznego konfliktu między Polską i sowieckim centrum komunistycznego imperium weszła w decydującą fazę. Armia Czerwona szykowała od stycznia potężne uderzenie, które miało w maju rozbić Wojsko Polskie na froncie białoruskim. Naczelnik Państwa, Józef Piłsudski, chciał uprzedzić to uderzenie i podjąć próbę realizacji najambitniejszego zadania. Pragnął utrwalić niepodległość Polski poprzez ostateczne rozbicie imperialnego więzienia narodów na wschód od niej. Postawienie niepodległej Ukrainy miało zabezpieczyć nie tylko Polskę, ale także pozwolić na wolny rozwój mniejszych narodów – od Kaukazu do Bałtyku. Temu zadaniu miał służyć sojusz zawarty w kwietniu 1920 roku z Symonem Petlurą, przywódcą ruchu niepodległościowego Ukrainy, gotowego do współpracy z Polską.

Piłsudski doprowadził do tego układu wbrew oporowi dużej części opinii publicznej, zarówno tej związanej z Narodową Demokracją, przeciwnej budowaniu niepodległej Ukrainy, jak też tej, którą wyrażali niektórzy socjaliści, naiwnie wierzący w możliwość zawarcia trwałego pokoju z bolszewikami. Nie znaczy to jednak, że hasło dalszej walki z Rosją sowiecką o zabezpieczenie niepodległego bytu Polski nie trafiało do wyobraźni obywateli odrodzonej Rzeczypospolitej. Warto uświadomić sobie, że w połowie 1920 roku, kiedy Wojsko Polskie osięgnęło liczebność ponad 900 tysięcy ludzi, niemal jedną trzecią część tego stanu tworzyli ochotnicy – ci, których nie dotyczył pobór obowiązkowy: Polacy – przybysze z Francji, Włoch, Stanów Zjednoczonych, ludzie z kraju – zbyt młodzi, albo zbyt już starzy, by ktokolwiek zmuszał ich do stanięcia w polskie szeregi. Choć były także wypadki dezercji, lub uchylania się od poboru, to owa ogromna liczba ochotników potwierdzała gotowość niesienia ofiar dla Polski.

Wojska sowieckie, podzielone pomiędzy Front Zachodni pod dowództwem Michaiła Tuchaczewskiego oraz Południowo-Zachodni, dowodzony przez Aleksandra Jegorowa, miały zadania jasno przydzielone przez politycznych zwierzchników z Politbiura KC Rosyjskiej Komunistycznej Partii (bolszewików). 18 marca, w rozmowie z Jegorowem, naczelny dowódca Armii Czerwonej, Siergiej Kamieniew określił te zadania nastepujaco: wzmocnione siłami przerzuconej z kaukaskiego frontu 1. Armii Konnej uderzenie wspomagające na Berydczów, Równe, Kowel, Brześć; uderzenie główne miał wyprowadzić Front Zachodni, który miał być gotowy do generalnego ataku 5 maja. Ostatecznie tylko Polska sowiecka była spełnieniem strategii  Moskwy.

Piłsudski wiedział, że Armia Czerwona szykuje uderzenie na Polskę. Potwierdzały to precyzyjne informacje od polskiego radiowywiadu, który przechwytywał tysiące sowieckich szyfrogramów świadczących o gromadzeniu sowieckich wojsk do ofensywy na polskim kierunku. Piłsudski chciał, by Polska zachowała inicjatywę strategiczną, uprzedzając spodziewane uderzenie ze wschodu. W tych okolicznościach, 25 kwietnia rozpoczęła się operacja kijowska, próba rozcięcia geopolitycznego węzła, który Lenin był gotów zacisnąć wokół Warszawy – pod drodze na Berlin.

Patos tego momentu dobrze oddają słowa, jakie Juliusz Kaden-Bandrowski, znakomity pisarz, wspierający swoim talentem akcję Wojska Polskiego, zapisał w reportażu z operacji kijowskiej. Słowa te skierowane były do oficera polskiego: „Jesteś pan synem wielkiego narodu. Naród ten młodą krwią żołnierzy rozwiązuje kwestię Wschodu Europy. Żołnierze, których tu widzisz w oknach, na drogach, po lasach i ścieżynach – to najwznioślejsze marzenie historii. To wielcy legioniści, którzy niosą w swym marszu przyszły pokój świata. […] Huk wozów, które pan widzi teraz tam, pod górą piaszczystą – to zdrowy głos nowego ruchu, to głos mądrego Zachodu, niesiony przez Rzymian polskich, tu na Wschód. Tak jest – Rzymianie.  […] Niezliczone wsie umierające z głodu i brudu, miasta, uschłe drogi, zesztywniałe koleje, światy ogromne, aż po Kubań, watahy straceńców skaczących po śniegach Elbrusu, stalowe zatoki Finlandii, wszyscy rybacy Estonii, każdy łotewski liczykrupa – wszystko to drży z radosnej nadziei, że naród, do którego pan należy, rozetnie swym mieczem niezawodnym tę boleść straszliwą, jaka toczy Wschód Europy. To, co myślały najwspanialsze pokolenia naszej przeszłości – to teraz bucha w mocnym oddechu armii, które chrzęstem napełniają ten kraj od Mozyrza po Dniestr” (Juliusz  Kaden-Bandrowski, Wyprawa na Kijów [kwiecień-maj 1920], w: tenże, Trzy wyprawy, Wrocław 1991, s. 81–82).

Ofensywa polsko-ukraińska na Kijów rzeczywiście wytrąciła, na kilka tygodni, inicjatywę strategiczną z rąk sowieckiego kierownictwa politycznego i wojskowego. Zatrzymano w jej następstwie zaplanowany i realizowany już od kwietnia podbój Zakaukazia, Armenii, a przede wszystkim Gruzji przez Armię Czerwoną, a także osłabiono wydatnie zaawansowane już przygotowania do militarno-politycznego szturmu w Azji Środkowej. Tu w grę wchodziła nie tylko  Buchara, ale również stworzenie przyczółków sowieckiej władzy w północnej Persji oraz w Afganistanie.  Azerbejdżan na kaukaskim froncie został już zdobyty. Polityczny nadzorca tej ofensywy, Sergo Ordżonikidze, jeszcze 4 maja donosił  w depeszy do Lenina i Stalina, że w ciągu ośmiu dni ma nadzieję dojść do stolicy Gruzji. Już jednak następnego dnia Lenin i Stalin odpowiedzieli mu depeszą, w której przekazali mu decyzję podjętą 4 maja na posiedzeniu Politbiuro: front polski jest najważniejszy, konieczne jest natychmiastowe wstrzymanie ataku na Zakaukazie. Moskwa zdecydowała się na zawarcie błyskawicznego (już 7 maja) pokoju z rządem demokratycznej Gruzji. Zakaukazie było, dzięki polskiej ofensywie, uratowane. Niestety, jak się okaże, tylko na kilka miesięcy. Dodać trzeba, iż dzięki skupieniu całej uwagi na polskim froncie, władza sowiecka była także latem 1920 roku gotowa do zawarcia pokoju z małymi sąsiadami na północy: Finlandią, Łotwą i Litwą (z Estonią taki, tymczasowy faktycznie, pokój został zawarty już w lutym). 

Trwałą tamą dla sowieckiego imperializmu miała być Ukraina. Niekiedy, jak w rozmowie Piłsudskiego z nuncjuszem apostolskim, arcybiskupem Achille Rattim, ale także w publicystyce politycznej, przygotowującej propagandowo przyjecie sojuszu z Petlurą, pojawiały się akcenty przedstawiające wizję konfliktu cywilizacyjno-kulturowego, w którym Polska wracała do roli “tarczy i miecza” Zachodu w jego “odwiecznej walce” z naporem Wschodu. Ukraina, jak przedkładał Naczelnik Państwa późniejszemu papieżowi Piusowi XI, miała być swego rodzaju przedłużeniem i kontynuatorką misji Polski w tej dziedzinie (informuje o tym notatka adiutanta Piłsudskiego, Kazimierza Świtalskiego z 26 V 1920 r.). W praktyce ofensywa na Kijów miała dać szansę Petlurze, by ustabilizować państwowość ukraińską. Piłsudski zakładał polską osłonę militarną Ukrainy maksimum do jesieni. Petlura nie zdołał jednak zgromadzić wokół hasła niepodległej, antysowieckiej Ukrainy wystarczającego poparcia społecznego, ani tym bardziej zorganizować samodzielnej ukraińskiej armii. Nie mogło być nawet mowy o prędkim zrealizowaniu zakładanego przez Piłsudskiego operacyjnego celu oparcia odnowionej państwowości ukraińskiej o Morze Czarne, dojścia do Odessy. Konieczność przerzucenia odwodów Naczelnego Wodza na odcinek białoruski, by powstrzymać majowe natarcie Tuchaczewskiego, a także błędy, brak koordynacji w dowodzeniu  armii polskich na Ukrainie (niepodporządkowanie gen. Edwarda Rydza-Śmigłego rozkazom jego formalnego zwierzchnika, gen. Antoniego Listowskiego) dodatkowo osłabiły położenie Wojska Polskiego na froncie ukraińskim. Rozpoczęty 26 maja kontratak armii sowieckich Frontu Południowo-Zachodniego doprowadził w końcu, 5 czerwca do przełamania polskich linii i gwałtownego odwrotu. 1 Armia Konna Siemiona Budionnego w ciągu kilku dni po tym przełomie opanowała Żytomierz, Berdyczów i Równe. Strona sowiecka uzyskała inicjatywę strategiczną w wojnie z Polską. Piłsudski z rozdrażnieniem konstatował wtedy, że Ukraińcy sami muszą robić fakty dokonane, bowiem wbrew opinii Europy Polska nie może dłużej angażować się w militarne wspieranie Petlury.

Przypomnieć trzeba, że dokładnie w tym samym dniu, kiedy Polacy razem z Ukraińcami rozpoczynali akcję, mającą doprowadzić do wyzwolenia Kijowa, premier Wielkiej Brytanii, David Lloyd George inicjował swoją, dokładnie przeciwstawną temu dążeniu, politykę rokowań z Rosją Sowiecką na temat nawiązania stosunków handlowych, a faktycznie podziału wpływów w Europie Wschodniej. Polska, niepodległa polityka, uwzględniająca istnienie innych, mniejszych państw  na tym obszarze, a także zwracająca uwagę na ideologiczny charakter sowieckiego niebezpieczeństwa dla całej Europy – była w tej perspektywie tylko przeszkodą. 25 kwietnia 1920 roku, formalnie w imieniu zwycięskich mocarstw zachodnich, Lloyd George zapraszał sowiecką delegację na rozmowy do Londynu. Francja, choc nie podzielała jego entuzjazmu dla ugody z Leninem, nie wierzyła także w powodzenie wielkiej polityki Piłsudskiego i nie zamierzała jej popierać. Stany Zjednoczone, po odrzuceniu ratyfikacji traktatu wersalskiego przez Senat, pogrążały się w coraz mocniejszej fali izolacjonizmu. Ton polityce Zachodu wobec konfliktu sowiecko-polskiego nadawała w tej sytuacji inicjatywa dyplomatycznej ugody z Moskwą, jaką podjął brytyjski premier. Od końca maja toczyły się już w Londynie rokowania z Leonidem Krasinem, komisarzem handlu w rządzie Lenina. Były to rzeczywiście rozmowy o handlu: całą niemal Europą Wschodnią. Lloyd George był gotów rzucić ją na żer władzy sowieckiej, byle uzyskać zapewnienie, że Armia Czerwona nie pójdzie dalej, do Berlina, a Lenin zadowoli się odtworzeniem imperialnego układu współpracy wielkich mocarstw: z udziałem nowej Rosji, przywróconych do stołu obrad także pokonanych Niemiec, ale za to bez „nowych”, „małych” państw, które są tylko zawadą w międzynarodowym porządku…

Nadzorujący politycznie Armię Czerwoną Lew Trocki, choć był zwolennikiem prowadzenia rozmów w Londynie, już  10 maja, na spotkaniu z żołnierzami Frontu Zachodniego w Homlu, przekreślał faktycznie nadzieje na taki układ. Mówił tak: „Sowiecka republika Polska stanie się mostem między naszym krajem i całą Europą, po tym moście rewolucyjne idee rosyjskich [russkich] robotników i chłopów przejdą do innych krajów.”  Pobicie i zsowietyzowanie Polski nie było celem, a tylko etapem na szlaku prowadzącym dalej, do komunistycznej Europy.

Pora na realizację tego projektu nadeszła wraz z kolejną, wielką ofensywą Frontu Zachodniego Armii Czerwonej, pod wodzą Tuchaczewskiego.  Ruszyła 4 lipca. Jej rozmach dobrze oddaje rozkaz Rady Wojskowo-Rewolucyjnej Frontu Zachodniego, datowany dwa dni wcześniej: „Nadeszła godzina rozrachunku. W krwi rozgromionej polskiej armii utopcie przestępczy rząd Piłsudskiego. Skierujcie swój wzrok na Zachód. Na Zachodzie rozstrzygają się losy światowej rewolucji. Przez trupa białej Polski prowadzi droga ku ogólnoświatowej pożodze. Na naszych bagnetach przyniesiemy szczęście i pokój masom pracującym. Wybiła godzina ataku! Na Warszawę, Mińsk, Wilno – marsz!” W rytmie oszałamiających sukcesów pierwszych tygodni drugiej ofensywy Tuchaczewskiego, toczyły się obrady II kongresu III Międzynarodówki (Kominternu), czyli organizacji partii komunistycznych skupionych pod kierownictwem Moskwy. Na wielkiej mapie, ustawionej w miejscu obrad zjazdu, przesuwano czerwone chorągiewki, oznaczające postępy ofensywy Armii Czerwonej w stronę upragnionego Berlina. Żar utopii, która wydawała się w zasięgu ręki, najlepiej uchwycił w swoim dzienniku mały komisarz polityczny nacierającej na południu Konarmi Budionnego, Izaak Babel: „Moskiewskie gazety z 29 lipca. Otwarcie II kongresu Kominternu, nareszcie urzeczywistnia się jedność ludów, wszystko jasne: są dwa światy i wojna jest wypowiedziana. Będziemy wojować w nieskończoność. Rosja rzuciła wyzwanie. Ruszamy w głąb Europy, aby zdobyć świat. Czerwona Armia stała się czynnikiem o znaczeniu światowym.”

Brytyjski premier rzucił w tej sytuacji propozycję faktycznego oddania Polski pod kontrolę Moskwy, byle tylko zatrzymać impet Armii Czerwonej na Warszawie. Propozycja ta przybrała postać tzw. noty Curzona, skierowanej 11 lipca 1920 roku na Kreml. Plenum Komitetu Centralnego WKP(b), zwołane w celu przeanalizowania tej propozycji pięć dni później, faktycznie ją odrzuciło. Owszem, rozmowy sowiecko-brytyjskie w Londynie miała się toczyć dalej, i to z udziałem osoby numer trzy w hierarchii sowieckiej partii-państwa, czyli członka Politbiura, Lwa Kamieniewa. To była jednak gra pozorów. Lenin bowiem postawił na owym plenum zadanie najambitniejsze: nie ugody z „imperialistami”, ale skutecznego podboju kontynentu europejskiego dla rewolucji komunistycznej.

Na zachód, przez Warszawę, miał nieść jej sztandar front Tuchaczewskiego. Na południe, przez Lwów, miał poprowadzić ten szturm Front Południowo-Zachodni Armii Czerwonej. Uznając wagę tego  zadania, komisarzem politycznym, czyli nadzorcą tego frontu mianowano samego Józefa Stalina, już wtedy członka Politbiura, najściślejszego, właściwie czteroosobowego gremium kierowniczego partii i Rosji Sowieckiej (obok Stalina, zasiadali w nim Lenin, Trocki i Lew Kamieniew). 23 lipca Lenin pisał do Stalina: „Zinowiew, Bucharin [to obecni wtedy na kongresie Kominternu zastępcy członków Politbiura – AN] i także ja uważam, że należałoby w tej chwili pobudzić rewolucję we Włoszech. Uważam osobiście, że należy w tym celu sowietyzować Węgry, a być może także Czechy i Rumunię”. Stalin, który obiecywał w ciągu tygodnia zająć Lwów, następnego dnia odpowiadał: „Teraz, kiedy mamy Komintern, pokonaną Polskę i mniej czy bardziej przyzwoitą Armię Czerwoną [...] byłoby grzechem nie pobudzić rewolucji we Włoszech. [...] Należy postawić kwestię organizacji powstania we Włoszech i w takich jeszcze nie okrzepłych państwach, jak Węgry, Czechy (Rumunię przyjdzie rozbić). [...] Najkrócej mówiąc: trzeba podnieść kotwicę i puścić się w drogę, póki imperializm nie zdążył jako-tako podreperować swojej rozwalającej się fury”.

Armia Czerwona, prąca przez „trupa białej Polski” na Berlin, prowadziła w swoich taborach nową władzę dla Polaków: Tymczasowy Komitet Rewolucyjny Polski. 4 sierpnia, szykujący się już do wkroczenia do Warszawy przywódcy Komitetu, Feliks Dzierżyński, Julian Marchlewski, Feliks Kon – wydali rozkaz, wyraźnie określający charakter panowania, jakie mieli narzucić podbitemu krajowi.  Napisany oczywiście po rosyjsku, nie po polsku, miał być wykonywany nie tylko na terenie nowej Polskiej Republiki Sowieckiej, ale także na wymienionych odrębnie Litwie, Białorusi, Ukrainie, Wołyniu i Podolu. Brzmiał tak: „wszystkich [ludzi] niebezpiecznych dla socjalistycznej rewolucji w Polsce, wszystkich przedstawicieli polskiej wielkiej burżuazji i szlachty, wszystkich znanych ze swej sympatii dla białopolaków – aresztować i skierować do obozów koncentracyjnych [naprawit’ w koncłagierja]”. Obozy koncentracyjne bolszewicy, jak już wspomnieliśmy, wprowadzili na kontynent europejski już w 1918 roku, w bezwzględnej rozprawie ze swoim przeciwnikami w samej Rosji. Teraz chcieli nieść tę nową metodę terroryzowania i unicestwiania przeciwników swojej ideologii do środka Europy. Podniecony otwierającymi się perspektywami Lenin jeszcze 12 sierpnia nawoływał ze zniecierpliwieniem na posiedzeniu Politbiura: „Z politycznego punktu widzenia jest arcyważne, aby dobić Polskę”.

Polska jednak dobić się nie dała. Znaczenie tego decydującego starcia, jakie miało rozegrać się pod Warszawą, rozumiały dobrze obydwie jego strony. Szef Sztabu Generalnego, gen. Tadeusz Rozwadowski, autor planu skutecznej kontrofensywy polskiej (zaakceptowanego przez Naczelnego Wodza), wydał w przeddzień jej rozpoczęcia, 14 sierpnia, dramatyczną Odezwę do żołnierzy z powodu rozpoczęcia bitwy pod Warszawą. Stawiał w niej mocną alternatywę: „Albo rozbijemy dzicz bolszewicką i udaremnimy tym samym zamach sowiecki na niepodległość Ojczyzny i byt Narodu, albo nowe jarzmo i ciężka niedola czeka nas wszystkich bez wyjątku. Pomni tradycji rycerskich polskich, stanęli dziś wszyscy chłopi, robotnicy i cała inteligencja do walki tej na śmierć i życie. Pomni odwiecznego hasła ‘Bóg i Ojczyzna’, natężymy też w tych dniach najbliższych wszystkie nasze siły, by zgnieść doszczętnie pierwotnego wroga, dybiącego na naszą zagładę. Zaprzysiągł on zgubę Polski, a łaknie zdobycia i rabunku Warszawy. Ale my stolicy nie damy, Polskę od nich oswobodzimy i zgotujemy tej czerwonej hordzie takie przyjęcie, żeby z niej nic nie zostało”.

Rozczarowanie Lenina było wielkie. Zderzenie z siłą ugruntowanego w zdecydowanej większości społeczeństwa dojrzałego patriotyzmu było dla bolszewików zjawiskiem nowym. Próba sowietyzacji Polski rozbiła się o to, co Richard Pipes nazwał europejskim nacjonalizmem, a co tak korzystnie wyróżniło Polskę od anomii społecznej, na której bolszewicy zbudowali swój sukces w Rosji, na Ukrainie czy na Białorusi. „Przeklęta, ciemna Polska” – jak pisał 4 września Kliment Woroszyłow, towarzysz Stalina z walk pod Lwowem – wykazała „szowinizm i tępą nienawiść do ‘ruskich’.” Nie było już mowy – przez następnych 20 lat – o sowieckiej Czechosłowacji, Węgrzech, Rumunii, w mocy pozostały traktaty pokojowe bolszewików z „burżuazyjnymi” rządami małych republik bałtyckich. Lenin zweryfikował stanowczo całość swojej strategii: pomoc „moralna” i materialna dla sprawy rewolucji w państwach „imperialistycznych” miała być utrzymana, a nawet zintensyfikowana, w szczególności na terenie kolonii, natomiast wykluczone zostało na długie lata bezpośrednie angażowanie militarne państwa sowieckiego w eksporcie rewolucji: w każdym razie na terenie Europy. System wersalski został na 20 lat ocalony w bitwie warszawskiej, a później niemeńskiej. Wraz z nim ocalała szansa niepodległego rozwoju Europy Środkowo-Wschodniej. Przynajmniej jej części i przynajmniej na pewien czas. Czas bezcenny jednak dla ugruntowania niepodległej tożsamości tych państw, które pojawiły się – ponownie, albo po raz pierwszy – na mapie Europy po rozpadzie wschodnioeuropejskich imperiów w I wojnie. Dziedzictwa tego dwudziestolecia nie zdoła ostatecznie wymazać nawet nastepująca po nim półwiekowa nocą nowej sowieckiej dominacji, następująca po pakcie Ribbentrop-Mołotow i ponownym wkroczeniu Armii Czerwonej do środka kontynentu.

Cena wywalczonej w 1920 roku przez Wojsko Polskie szansy dla naszego regionu nie była mała. Blisko sto tysięcy poległych i zmarłych w tej wojnie: żołnierzy, młodych ochotników, których symbolem stali się akademicy warszawscy walczący pod Radzyminem pod duchowym przywództwem księdza Ignacego Skorupki, akademicy lwowscy z polskiego Termopile – Zadwórnej, ochotniczki broniące bohatersko Płocka i Włocławka. Polscy jeńcy, którzy nigdy nie wrócili z sowieckiej niewoli. Wykazujący się najwyższym poświęceniem młodzi członkowie POW (Polskiej Organizacji Wojskowej), którzy zbierali informacje wywiadowidcze na zapleczu sowieckiego frontu.

Racje w tej wojnie nie były podzielone. Na pewno nie w lipcu i sierpniu 1920 roku. Agresywny, totalitarny imperializm sowiecki niósł przemoc: fizyczną i cywilizacyjną. Narzucał siłą zmianę tożsamości swoim nowym poddanym. Mieli stać się wyznawcami komunistycznej ideologii, opartej w swym rdzeniu na klasowej nienawiści, na stałym resentymencie wobec tych, którym powodzi się lepiej, wobec tych, którzy wierzą w coś większego niż Partia. Rację mieli tylko ci, którzy bronili Ossowa, bronili Polski, bronili Europy, bronili prawa do wiary Boga. Nie ci, którzy chcieli przygnieść Ossów, Polskę, Europę i Boga ciężarem czerwonej gwiazdy.

I o tej racji, racji polskiej z sierpnia 1920 roku, nie wolno nam zapomnieć. Nie wolno nam zapomnieć, jeśli mamy pozostać Polakami, a także jeśli Europa ma zachować rdzeń swej duchowej tożsamości: tej, w której centrum jest wolność.

Andrzej Nowak